czwartek, 23 stycznia 2014

60- ostatni.

Czasami dobrze jest zostawić wszystko i zacząć od nowa. Powoli dochodzę do wniosku, że z moją stabilnością jest chyba coś nie tak, bo dosyć często mam taką potrzebę (średnio co drugi dzień zmieniam plany na życie). Ale przecież nie mogę odbiegać zbyt daleko od mojej dwutygodniowej teorii...
Dziś doszłam do wniosku, że czas się zorganizować, nareszcie coś poukładać. Tak, kupię kalendarz, może jutro.
Wróciłam. To chyba właśnie ten ostatni miesiąc we Włoszech tak wyraźnie uświadomił mi, że nie byłam tam sobą. Codziennie budziłam się z myślą, że czegoś mi brakuje. I bynajmniej nie chodzi mi o rzeczy skradzione po kolejnym włamaniu... Nie potrafię żyć tylko pracą, bez poczucia bezpieczeństwa, znajomych, rodziny.
 W Polsce nie jestem sama. Wiem, że otwierając drzwi od mieszkania nie będę musiała kontrolować każdego pokoju, czy ktoś akurat nie wszedł, bo uważa, że mam  za dużo rzeczy i powinnam się nimi podzielić. I to, że otwierając lodówkę zastanę coś więcej niż światło, a moje roztrzepanie i brak czasu nie wpłyną na to co zjem (lub czego nie zjem).
Kiedyś jedna z dziewczyn z którymi pracowałam powiedziała mi, że bez względu na to gdzie teraz zamieszkam, zawsze będzie mi czegoś brakowało, bo w pewien sposób zyskałam nowy dom. Był czas, w którym naprawdę czułam się tam jak u siebie. Wiem, że gdybym miała znów uciekać, nie zastanawiałabym się długo nad miejscem. To prawda, część mnie została we Włoszech. część jest w Polsce. Ta większa część, która zaprowadziła mnie na lotnisko i kazała wsiąść do samolotu. Zamieniłam morze i palmy na szare bloki, a dodatnie temperatury na mróz i śnieg. I póki co nie brakuje mi Italii... Cieszę się z tego, czego się tam nauczyłam, ale na chwilę obecną nie zdecydowałabym się  na ponowny wyjazd. Jednym z wielu planów na ten rok jest szkoła językowa. Nie chcę zapomnieć włoskiego, łatwości porozumiewania się w tym języku, która przyszła po wielu ciężkich miesiącach.
To dziwne, jak 31 dni może wszystko zmienić.
Zamykam bloga z nadzieją, że moje podróże do Włoch będą się ograniczały tylko do wakacji, bo jeżeli w grę wchodzi urlop, to miejsce naprawdę przypomina raj. Kalabria jest rajem, jeżeli doceniasz go z perspektywy gościa restauracji, a nie sztucznie uśmiechającej się kelnerki.
Teraz tylko zamienić dorywczą pracę na stałą, zrobić prawo jazdy, w końcu wypakować ostatnią walizkę i po prostu cieszyć się z tego co mam. A od  października studia.
Jeden z klientów sklepu, w którym od kilku dni udaję, że pracuję, powiedział mi :"jak dobrze widzieć szczęśliwych ludzi". Mój plan na ten rok ogranicza się do tego, że chcę słyszeć takie zdania częściej.
Nie będzie już więcej zdjęć ani wpisów. Dziękuję za każde z ponad czterech tysięcy wyświetleń i do zobaczenia gdy znów zmienię zdanie :)

2 komentarze: