niedziela, 30 czerwca 2013

18.

Krótkie wpisy stały się ostatnio normą, od której dziś nie zamierzam odbiegać.
Jeżeli tak smakuje życie, to chcę go więcej.

sobota, 29 czerwca 2013

17.

Dużo się dzieje, a ja mało piszę.
Jednym z moich marzeń, na chwilę obecną, jest opanowanie włoskiego w takim stopniu, by mówić biegle. Wiele by to ułatwiło.
Zbieranie zamówień, pomimo moich obaw, nie okazało się aż tak trudną czynnością. Klienci są dosyć wyrozumiali i wybaczają mi (nie)liczne błędy.
Nie wiem co się ze mną dzieje, ale każda rzecz sprawia mi radość. Nawet praca, która w Polsce wydawała mi się męczącym obowiązkiem, tu przychodzi jakoś łatwiej.
Pracuję 3 godziny do południa lub po południu (w zależności od zmiany), a potem od 19 do ok. 2 w nocy.  Dopóki nie zjadą się turyści, mamy spokój. Jest czas na zabawę, na rozmowy. Nie ma porównania z ubiegłym rokiem.

Wszystko co dobre od początku ostrzega cie końcem.

piątek, 28 czerwca 2013

czwartek, 27 czerwca 2013

15.

Życie jest piękne!

14.

Poprzedni rok przypomina o sobie podsyłając mi znajome twarze. Wszystko wraca, no może poza złymi wspomnieniami, które staram się wymazać z pamięci. Smak włoskiego wina, owoców morza, mocnego espresso. Znowu zaczyna mi się tu podobać. Cieszy mnie każda rozmowa, którą uda mi się przeprowadzić bez stwierdzenia 'nie rozumiem'. Okazało się,że moje pierwsze wrażenie dotyczące Simony było mylne, dobrze się dogadujemy pomimo moich problemów z językiem.
Otwarcie już za nami. Udało mi się wynegocjować jeden dzień bez zbierania zamówień, ale już dziś wieczorem będę musiała połamać sobie język. Dobrze, że jeszcze nie rozpoczął się sezon i do restauracji nie przychodzi dużo ludzi. Jest czas na popełnianie małych błędów i wyciąganie z nich wniosków, bez większych konsekwencji. Z każdym dniem jest lepiej.
Darmowe posiłki w restauracji cieszą jeszcze bardziej, gdy są jadalne. A tu są.  Dla takiego jedzenia warto poświęcić figurę.

"Wolność kocham i rozumiem." Boguś, jesteś wielki!

wtorek, 25 czerwca 2013

13.

Ciężko jest mieć szacunek do kogoś kto nie ma go do samego siebie. Jeszcze ciężej żyć z taką osobą na co dzień.
Czuję, że coś się zmienia. Chyba w pewnym stopniu się tu zaklimatyzowałam. Skóra przyzwyczaiła się do temperatury, poznałam nowych ludzi.
Jutro otwarcie, a co za tym idzie dziś urządzamy sobie dzień pizzy. Po pracy, co staje się powoli tradycją, piwo w ulubionym barze.
Powoli zaczyna mi brakować czasu, ale jestem z tego zadowolona. Lubię wypełniać każdą chwilę. Żyć.

niedziela, 23 czerwca 2013

12.

Proces mimowolnego tracenia na wadze uważam za rozpoczęty.

Bariera językowa robi się coraz bardziej nie do zniesienia.
Wiesz jak to jest? Pomimo fizycznej siły czuć się jak niepełnosprawny...

sobota, 22 czerwca 2013

11.

Bova Marina, 22.06.2013
Powoli dochodzę do wniosku, że codzienne pisanie postów mija się z celem.
Bova Marina, dopiero dziś, kupując bilet, dowiedziałam się, że tak brzmi pełna nazwa miejscowości w której mieszkam.

Za mną jeden z tych dni, dla których naprawdę warto było tu przyjechać. Dzień spędzony z ludźmi, którzy pomimo tego, że nie są rodziną, stwarzają takie wrażenie.
Po stwierdzeniu, że przez noc niczego w lodówce nie przybyło i nie mam co zjeść na śniadanie, poszłam na pociąg. (Nie wiem co mi się dzieje, ale mam problem ze sklejeniem zdania. Normalnie przychodziło mi to z łatwością, od paru dni jest trochę gorzej, czego efekty niestety widać we wpisach). Nie byłabym sobą, gdybym bez problemów dojechała na miejsce. Na stacji z której miałam się przesiadać na kolejny pociąg, okazało się, że ten na który czekam się zepsuł i choć początkowo miał dojechać na miejsce z 20 minutowym opóźnieniem, nie zrobi tego w ogóle. Komunikaty podawane z głośnika, były trudne do zrozumienia ze względu na mój słaby włoski i rozwrzeszczanych (co tu jest akurat normalne) ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się, że nie dojadą do pracy. Chwilę później dostaję telefon: „Natalka, to Ty jesteś ubrana w białą koszulę i szorty? Przyjedzie po ciebie chłopak na motorze”. Jeszcze nie do końca zrozumiałam podany komunikat (pomimo tego, że został wygłoszony po polsku), a przede mną pojawił się brunet (Kasia, to ten!) na białym skuterze. Nigdy nie powiedziałabym, że odkurzacz może jechać tak szybko.
Chętnie rozpisałabym się bardziej na temat wyglądu tego chłopaka (a jest o czym pisać), ale wydaje mi się, że lepiej będzie gdy tekst nie będzie aż tak obszerny.
Moja skóra, po całym dniu nad morzem wygląda jakby chciała mnie o czymś poinformować. Najprawdopodobniej ma dosyć słońca, ale skoro nie może mi tego powiedzieć, nie będę brała tego aż tak bardzo pod uwagę. Dziś nie boli, a to najważniejsze.
Pomimo tego, że nie byłam w pracy, czuję się zmęczona. Przyczyniła się do tego pewna dziesięciolatka, która dbając o moją równomierną opaleniznę ani na chwilę nie pozwoliła mi się położyć na ręczniku.

Wracając do domu zastałam nową lokatorkę. Kolejna włoszka nie znająca angielskiego, początkowo sprawiająca dobre wrażenie. Razem z lokatorką nr 1, pod moją nieobecność, zadbały o zapełnienie lodówki.
I znowu pozornie wszystko jest w porządku.
Nowe koleżanki poszły na miasto.
Dobrze jest znowu słyszeć własne myśli.  

piątek, 21 czerwca 2013

10.

Bova, 21.06.2013
Kilka kilometrów ode mnie odbywa się właśnie huczne otwarcie mojego  byłego miejsca pracy. Szczere wyrazy współczucia dla nieświadomego niczego personelu. Do wspomnień z poprzedniego roku wolę nie wracać.
Moja praca wygląda trochę jak wakacje. Przychodzę na dwie godziny, potem dzień wolnego. Wiem, że to tylko chwilowe, ale moja podświadomość zaczyna do mnie krzyczeć, że nie po to tu przyjechałam.
Razem ze współlokatorką, postanowiłyśmy przełamać pierwsze lody i spędzić trochę czasu razem. Nasza niepisana umowa brzmi tak: ja próbuję do niej mówić po włosku, ona odpowiada mi  swoim italianoingleze (połączenie angielskiego z włoskim). Dzień rozpoczął się kiepsko. Około 11, po narzekaniach, że lodówka jest pusta (tak jakby nie dało się z tym nic zrobić) , kawa zimna, a w mieszkaniu nie ma nic poza gorącym powietrzem, udało nam się wyjść na plaże. Okazało się, że pomimo tego, że obie jesteśmy z Europy, dzieli nas jakaś przepaść, którą ciężko przeskoczyć.
Ona próbowała mnie przekonać do opalania topless, ja do Boba Marleya i polskiego rapu. Starania żadnej z nas nie przyniosły oczekiwanych efektów.

Wieczorem, po „pracy” (no bo jak tak można nazwać pół godziny ustawiania stolików i godzinę rozmów o córkach szefowej) wyszłyśmy na miasto. Mała pizzeria, Margherita z bazylią, piwo. To pierwsze miejsce, po którym można stwierdzić, że poza kilkoma panami w podeszłym wieku, którzy stoją pod sklepem, żyją tu jacyś ludzie. Gdy zadzwonił mi telefon i stara Nokia zaczęła śpiewać „Sweet child o' mine”, jedna z dziewczyn siedzących przy stoliku obok wzięła gitarę i zagrała dalszą część utworu. To jedna z tych małych rzeczy, przez które nie czuję się aż tak obco w tym kraju. Kolejna? Barman, który gdy tylko dowiedział się skąd jestem zaczął chwalić się zasobem swojego słownictwa z języka polskiego. To nic, że w swoich wypowiedziach nie wychodził z kuchni. Usłyszeć Włocha, który łamie sobie język by powiedzieć „kartofle” i pożegnać się słowami  „do widzenia”… jak w reklamie, nie do kupienia za pieniądze. 
Wieczór zaskoczył mnie pozytywnie i moje złe nastawienie do włoszki powoli się zmienia.


Jak się dziś okazało, kolejna polka nie będzie polką. Muszę poszukać w sobie siły, która zmotywowała mnie do tego wyjazdu, bo gdzieś tam w środku rodzi się strach. Mam tylko nadzieję, że nie została w Polsce…

Powoli przestaję rozumieć ludzi (bo siebie już dawno przestałam).

czwartek, 20 czerwca 2013

9.

Ktoś ostatnio narzekał, że nie ma zdjęć.
Limitowany internet to zło. Przez mój brak ograniczenia za parę dni znowu stracę kontakt ze światem. Na szczęście dziś była awaria strony i przez cały dzień nie mogłam sprawdzić ile tego dobra już wykorzystałam. Tak więc moje sumienie jest czyste.
Kasia, dziękuję za zdjęcia.
Tak niewiele potrzeba nam było do szczęścia.







8.

Bova, 20.06.2013

Słońce pochłania każdą kroplę wody z mojego ciała. Dziś na plaży jest trochę więcej ludzi. Woda ma idealną temperaturę. Z początku ciepła, po wypłynięciu głębiej przyjemnie chłodna. Morze jest zasolone w takim stopniu, że wystarczy się położyć i całe ciało samoczynnie unosi się do góry. W drodze na ręcznik, kamienie i piasek parzą mi stopy. Góry, woda i Etna. Wszystko w jednym miejscu. Po kilku minutach moja skóra jest już kompletnie sucha. Jest południe. Muszę uważać, żeby nie doprowadzić pleców do stanu sprzed kilku dni. Plaża prawie opustoszała, temperatura robi się nie do wytrzymania. Wracam.

21:43
Od godziny nie mieszkam sama. Moja współlokatorka, wbrew moim wyobrażeniom, nie okazała się być pulchną włoszką. Średniego wzrostu, wysportowana, ciemny typ urody… ładna. Poza tym 10 lat starsza, nie znająca angielskiego, mówiąca włoską gwarą. Perfetto. Przyjechała tu, bo chce zarobić pieniądze i zamieszkać z chłopakiem. Tak, to udało mi się zrozumieć. Poza tym posługujemy się językiem migowym. Nie wydaje się być zbytnio zadowolona z wyposażenia mieszkania, ponieważ w łazience nie znalazła pralki, ma mały pokój i nie ma tu wifi.
Nie potrafię dziś skleić normalnego zdania, dlatego resztę relacji dotyczącej mojej nowej koleżanki zostawiam na jutro. Dziennikarstwo odpada, z pisania nie wyżyję. 

środa, 19 czerwca 2013

7.

20:32
Polka, która od jutra będzie moją współlokatorką okazała się rodowitą włoszką. Ot drobne niedopatrzenie. Uświadomiłam sobie, że przez 3/4 miesiące, dopóki nie opanuję języka, nie będę mogła z nikim swobodnie porozmawiać. Trochę zabolało. Bo ile można sobie wmawiać, że pisanie zastąpi rozmowę. Od zawsze wśród ludzi, od teraz zupełnie sama. Tak, zawiało pesymizmem. Ale u mnie to chwilowe, jak wszystko. Za dwa tygodnie mi przejdzie, bo przecież nic w moim życiu nie trwało dłużej.
Wchodząc do domu uderzył mnie opór gorącego powietrza. Wszystko przez to, że pomimo tego, że mieszkam na 3 piętrze, po wydarzeniach z zeszłego roku (włamanie, kradzież) szczelnie zamykam wszystkie okna wychodząc z domu. To chyba jakaś trauma. Dobrze, że od jutra ktoś będzie. Mieszkanie z włoszką powinno dobrze wpłynąć na mój język, ale wiem, że początek może być ciężki. Czekam na konfrontację z Simoną (Boże, co za imię!). Mam nadzieję, że nie okaże się jedną z tych tandetnych dziewczyn, które mijam na ulicy.

Jutro wolne. Tak, znowu. W tym roku chyba nie trafiłam na ludzi pragnących zarazić wszystkich swoim pracoholizmem. „Odpocznij, idź nad morze. I tak nie miałabyś tu jutro co robić”.
Dzień kończy się zaskakująco dobrze. Wracając z pracy, stwierdziłam, że pozwiedzam miasto i pójdę inną drogą. Po jakimś czasie zorientowałam się, że idę w przeciwnym kierunku. A już miałam zamiar pochwalić moją orientację i wewnętrznego pilota, który do tej pory nie dopuszczał do takich sytuacji.

Tak, w razie jakby ktoś zapomniał jak wyglądam. (grzywko, weź odrośnij!)

6.

 Bova, 19.06.2013
Internet źle na mnie wpływa. Tak bardzo cieszyłam się z odzyskania kontaktu ze światem, że mało co nie zaspałam dziś do pracy. W każdym razie, nawet gdybym zaspała, nic by się nie stało. „Zaczynamy o  9, może parę minut po”. Nie ma sprawy. Jako, że to pierwszy dzień, byłam na miejscu o równej 9. Ale  zapomniałam, że włosi żyją swoim rytmem. Tu, gdy na sklepie jest napisane „otwarte od 17”, nie ma po co tam iść o równej godzinie.  Moi pracodawcy przyjechali parę minut przed 10. Cieszyłam się z ich spóźnienia. Sezon się jeszcze nie zaczął, więc na plaży byłam sama. I znowu nie mogłam się powstrzymać od użycia mojej Nokii. Jak w takie miejsce można jechać bez aparatu? Sama siebie nie rozumiem. Jest 13.30, od godziny mam przerwę. Podobno mamy zacząć o 17… o 18 wyjdę z domu.









wtorek, 18 czerwca 2013

5.

Mrożona kawa na balkonie, palmy zamiast lasu przed blokiem.
Nie mogę się doczekać czasu, kiedy nie będę musiała być tu zupełnie sama. Na obiad wymyśliłam spaghetti (tak, trzeba być bardzo kreatywnym żeby wpaść na to we Włoszech). Niestety, moja podświadomość nie pogodziła się jeszcze z tym, że nie jest w Polsce i że teraz zamiast dla pięciu osób, gotuje dla jednej. Obiad, kolację i jutrzejsze śniadanie mam już z głowy.
Zdecydowanie nie lubię jeść sama.
Panno Kossak! Kupiłam dziś nasze croasanty w dużym opakowaniu, najbardziej ekonomiczny zakup zaraz obok cukinii i przecenionego melona z tamtego roku. (w drodze wyjaśnienia, melona kupiłyśmy i zjadłyśmy w ubiegłym roku, nie jem zepsutych owoców). I jeszcze jedno, w którymkolwiek zakątku tego kraju byś nie była, pamiętaj, nic nigdy nie przebije smaku lodów z Cristala w Melito. Bova zupełnie poległa w tej kwestii. Allora, trzymam za Ciebie kciuki, okolice masz piękną, będzie dobrze! (Właśnie uświadomiłam sobie, że będę miała do Ciebie darmowe rozmowy!)

Moje miejsce pracy przypomina to z ubiegłego roku. Plaża, przezroczyście czysta woda. Podobno to najpiękniejszy odcinek morza w tej części Włoch, ale wydaje mi się, że ta opinia jest mocno podszyta lokalnym patriotyzmem.
Boję się porównań z ubiegłym rokiem. Pamiętam swoją reakcję na San Lorenzo, na ludzi. Za wcześnie zaufałam i uwierzyłam w to, że będzie dobrze. Tu znowu wszystko wydaje się zbyt idealne.


Powrócił dylemat związany z wyborem kierunku studiów. Wracać i ryzykować, że znowu rzeczywistość nie będzie miała nic wspólnego z reklamą zamieszczoną w ulotce? Znaleźć swoje miejsce w grupie, przyzwyczaić się do niedobrego jedzenia w bufecie, cieszyć się z każdego zjazdu, a potem tak po prostu to rzucić? Za dużo mnie to kosztowało w tym roku.
Na podjęcie decyzji mam jeszcze trochę czasu. Jutro pierwszy dzień pracy i niech to będzie mój tymczasowy priorytet. Praca.
 ______________________________________________________________________

To chyba już choroba XXI wieku, że nie możemy żyć bez Internetu. Prawda jest taka, że nawet gdyby kosztował dwa razy tyle ile zapłaciłam, może podawałabym pieniądze sprzedawcy z objawami przypominającymi chorobę Parkinsona, ale kupiłabym go. 


Brawo dla starej nokii, odróżniła morze od nieba! 

4.

Chyba nadchodzi ten moment, kiedy trzeba się pożegnać ze starą, kochaną nokią. Wiem, że zdjęcia wyglądają tak tragicznie, że oczy bolą, ale jak to mówią, lepszy rydz niż nic. Może za niedługo będą lepszej jakości ;)





3.


Bova, 18.06.2013
‘Będę wieczorem, najpóźniej jutro rano.’
Nie lubię czekać. Internecie, gdzie jesteś?

Podczas wczorajszych zakupów zapomniałam, że normalny człowiek dzień zaczyna od śniadania. Muszę skoczyć do piekarni, bo gołąbki i roladki zupełnie nie komponują się z poranną kawą.
Mam czekać na wiadomość o której zaczynam pracę, dlatego dobrze by było gdybym zebrała się z łóżka i zaczęła się ogarniać. Pójście spać z mokrymi włosami, było złym pomysłem.

2.

Bova, 17.06.2013


To dziwne, ale pośród tych wszystkich ludzi, których często nie rozumiem, pomimo odległości jaka dzieli mnie od Polski, czuję coś w rodzaju wewnętrznego spokoju. Dzień zaczęłam od zakupów. Mały mini market na rogu ulicy z maxi cenami. Ale to nic, tęskniłam za Lavazzą i potrzebowałam kilku rzeczy, ponieważ mieszkanie było kompletnie puste. Co prawda w kuchni nie ma ani jednego noża, ale udało mi się wygrzebać z szafki shakera. Kostki lodu, świeżo parzona kawa, mleko, cukier , do tego zachomikowany kawałek polskiego ciasta i dzień rozpoczęty tak jak lubię. Póki co, jedynym moim przyjacielem jest ipod, bez którego nigdzie się nie ruszam. Mam tylko nadzieję, że sąsiedzi będą tak samo tolerancyjni jak w ubiegłym roku. Nie po to ciągnęłam ze sobą subwoofer, żeby z niego nie korzystać.
W dzień jest dobrze, muzyka zagłusza ciszę w tej zbyt dużej, jak dla jednej osoby przestrzeni.
Mieszkanie urządzone jest tak, jak zawsze mi się podobało. Klasyczny minimalizm w jasnych barwach. Na środku mojego pokoju wielkie łóżko z białą pościelą, trzy kremowe szafy na całej ścianie, toaletka, lustro, szafka nocna, ogromny balkon z pięknym widokiem. Wszystkie pomieszczenia utrzymane są w tej samej kolorystyce, na ścianach wiszą obrazy z widokami Sycylii i okolic.

Zamiast siedzieć z rozmówkami, by choć w małej części zrozumieć umowę dotyczącą Internetu, którą za kilka godzin podpiszę, leżę na łóżku i zachwycam się tym, jak jest pięknie. Chyba tego brakowało mi najbardziej w ciągu minionego roku, tej prostej radości z każdej rzeczy. Z wypitej kawy, widoku z okna czy pokoju, którego wystrój wpasował się w mój gust.
Dobrze jest też wiedzieć, że nie jestem sama w tym kraju, że zawsze mogę zadzwonić i tak normalnie porozmawiać, we Włoszech po Polsku. To dużo daje.

Ze względu na stan moich pleców odpuściłam sobie wyjście nad morze.


Udało się, wieczorem, najpóźniej jutro rano, odzyskam kontakt ze światem! Kupiłam Internet bez konieczności posługiwania się angielskim. Chciałabym być z siebie dumna, ale wiem jak dużo jeszcze przede mną. Języku włoski, i tak cię opanuję, więc nie utrudniaj.

W tym tygodniu trzy razy miałam 16 lat, a dzisiaj zostałam ochrzczona Brazylijką.
„Jeżeli nie skończyła 16 lat musi mieć zgodę rodziców na przejazd za granicę”.


Teraz już wiem jak wygląda ucieczka. Całkowicie odrywasz się od spraw, które wpływają na Twoje życie, jedziesz gdzieś, gdzie wystarczy siedzieć i patrzeć. Boję się tylko, że tego rodzaju odskocznie za bardzo mi się spodobają.
A przecież nikt nie chce całe życie uciekać. Pomimo tego, że praca będzie wypełniać 90% mojego życia, tu czuję się wolna. Dlatego tak bardzo utożsamiałam się z Łyszkiewiczem, dlatego tak kocham Lennona. Szczęście składa się z wielu czynników, a ja chyba odnalazłam jeden z nich. To nic, że do wypełnienia pozostaje jeszcze spora przestrzeń. Cieszę się tym, co jest dziś, tu i teraz. Bez zbędnego wybiegania w przód, bez żadnych deklaracji.

A z rzeczy przyziemnych, kolor moich nóg robi się coraz bardziej satysfakcjonujący. Zaskakująco szybko, pierwszy raz bez etapu schodzącej, czerwonej skóry.

1.

Bova, 16.06.2013


 Siedzę na nowym łóżku w nowym mieszkaniu. W tle leci stare ‘Stairway to heayen’, a ja jem gołąbki. Chwilę temu skończyłam się rozpakowywać. Póki co jestem sama w ogromnym, trzypokojowym mieszkaniu z wielką kuchnią, łazienką i balkonem, przez który można obejść całe mieszkanie dookoła. Widok zza okna  nie jest taki, do jakiego byłam do tej pory przyzwyczajona. Szare blokowiska zamieniłam na morze, góry i Etnę. Uliczki są bardzo wąskie, a auta poobijane. Pomimo przekonania ‘aaa, dogadam się’, wiem, że dużo zapomniałam od zeszłego roku, ale liczę na to, że to się wkrótce zmieni. Dziś poznałam swoich nowych pracodawców. Sprawiają wrażenie bardzo sympatycznych (jak większość Włochów) i mam nadzieję, że w tym roku nie skończy się to na sprawianiu wrażenia. Tak, jestem mistrzynią posiadania nadziei. Ten rok wyjątkowo wyraźnie pokazał mi do czego to prowadzi.

Po co to piszę?
Z jednej strony dla siebie, żeby móc do tego wrócić, z drugiej strony dla tych, których interesuje czy i jak żyję, a z trzeciej, pomimo tego, że nie powinna istnieć, bo ponoć wszystko ma tylko dwie strony  (no może oprócz Greya), piszę to dla Ciebie, ponieważ to czytasz.
Wiem, że kiedy wrócę, usłyszę kila wersji swojej historii. Wiem też, że cokolwiek zrobię i tak usłyszę, że się zmieniłam. I nawet jeśli będę udawać, że mnie to nie obchodzi, jakaś część mnie może znowu mieć z tym problem.
Kupiłam włoską kartę z darmowymi rozmowami, szkoda, że ta oferta nie obejmuje rozmów do Polski, byłoby łatwiej.
Jutro wolne, gdy tylko uda mi się zwlec z łóżka, pójdę na śniadanie do jednej z pobliskich kawiarni posiadających wifi i spróbuję połączyć się ze światem.
A może mój włoski będzie na tyle dobry, że dogadam się i kupię modem z kartą? Oby.

Słońce w Calabrii nie oszczędza nikogo, szczególnie białych polek, którym wydaje się, że dwie godziny na ostrym słońcu pozostawią ich plecy w stanie pierwotnym. Noł, polko, noł.
Kończę, czekając na jutrzejszy powrót do smaku fragoli i mocnego espresso.