sobota, 13 lipca 2013

24,

Coraz mniej czasu na cokolwiek. Mam nadzieję, że w końcu zabraknie mi go także na myślenie, bo jego nadmiar  skutecznie utrudnia mi normalne funkcjonowanie.
Boję się napisać, że lubię to co robię i że mi się tu podoba, bo zazwyczaj po takich słowach dzieje się coś, co wywraca wszystko do góry nogami (chociaż ciężko wywrócić coś, co i tak nie jest poukładane).
Od jakiegoś czasu mam kompletny mętlik w głowie. Mam wrażenie, że nie znam samej siebie.
Z jednej strony wszystko układa się tak jak tego chciałam. Jest praca, która pomimo wysiłku fizycznego sprawia mi przyjemność, są znajomi, których z każdym dniem przybywa. Miasto jest na tyle małe, że nie da się przejść kilkuset metrów do pracy bez spotkania kogoś znajomego, kto zaproponuje podwiezienie. Czasami mam wrażenie, że wszyscy są rodziną. Przynajmniej tak się zachowują. Ciężko jest nawet wydać jakiekolwiek pieniądze, bo kupując piwo, kawę czy rogala w barze nie pozwolą ci płacić, tylko dlatego, że pracujesz dla ich przyjaciół. I ta ich wieczna radość z życia. Cieszą się ze wszystkiego, nie narzekają. Zawsze to podziwiałam.
Jest jednak coś, co mnie zraża do tego miejsca. Z wierzchu wszystko wygląda pięknie, ale coraz bardziej boli mnie to, jak ludzie patrzą na obcokrajowców. Stereotypy. Dla nich każdy, kto tu przyjechał szuka dwumiesięcznej przygody (lub krótszej, w zasadzie wystarczy jedna noc, prawda?). Denerwuje mnie ich postrzeganie mnie, a jednocześnie sama wrzucam wszystkich do jednego worka.
Nie potrafiłabym tu nikomu zaufać. Zresztą, zawsze miałam z tym problemy. Nie pozwolić samej sobie przyzwyczaić się do kogoś na tyle, by nie bolało gdy go zabraknie. Do tej pory mi się udawało.
Udawanie twardej idzie mi całkiem nieźle.

Język. W dalszym ciągu robię sobie wyrzuty, dlaczego zmarnowałam ubiegły rok. Szukałam pracy, bawiłam się w studentkę. Byłam zajęta pozornie istotnymi sprawami, które potrafiłam rzucić z taką łatwością. Czekam na moment w którym sama będę zadowolona ze stopnia w jakim opanowałam włoski. Czekam, ta. I nic w tym kierunku nie robię.
Simona pojechała do domu. Od dwóch dni nie mam z kim pić wina i narzekać na +size.


Niewiele potrzeba mi do szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz