poniedziałek, 23 września 2013

39.

Dwie godziny temu skończył się jeden z tych dni dla których warto tu było przyjechać. Coś w rodzaju podróży w czasie. Wróciłam do wszystkich miejsc z tego i ubiegłego roku... i w sumie cieszę się, że pomimo tego, że ciężko było zrozumieć moją radość, udało się to zorganizować. Po dosyć intensywnym tygodniu pracy, bułkach z kiełbasą i frytkami, po których mój żołądek nieustannie przypominał mi gdzie się znajduje, nareszcie przyszła pora na chwilę odpoczynku. Nawet nie potrzebuję wolnego, jest lepiej. Dziś w pracy byłam barmanem (w zastępstwie za tego prawdziwego). Przez ostatnie dwa miesiące spodobało mi się to na tyle, że brałam pod uwagę kurs. Niestety, wizja wydania miesięcznej wypłaty na kilkutygodniowe szkolenie szybko sprowadziła mnie na ziemię. 
Bova, Melito, tak bardzo dziękuję!
Za powrót do smaku kanapki z krewetkami, salsą i crudo, lody kinder bueno i  mocne ristretto. 


A tyle zostało z mojego miejsca pracy... 








Czasem fajnie jest dostać różę, ewentualnie cztery.



Dodawanie zdjęć pożera mój kończący się limit, koniec.
Sałatka, wino, buonanotte! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz