wtorek, 15 października 2013

43. dzień 123

Korzystając z chwili wolnego i faktu, że kawa dalej działa, wróciłam do pierwszych wpisów zamieszczonych na blogu. Chyba nie mogłam sobie zrobić lepszego prezentu. Cieszą mnie nawet zdjęcia ze starej nokii (której swoją drogą bardzo mi brakuje). Uświadomiłam sobie, że od jakiegoś czasu nie tęsknię tylko za Polską. Brakuje mi Bovy, spokoju, który tam panował, pustych ulic przed sezonem turystycznym i widoków, które pomimo tego, że były bardzo podobne do tych tu, w Reggio, miały w sobie coś wyjątkowego.
Dostałam propozycję pracy w Polsce. Podjęcie decyzji utrudnia mi fakt, że wybierając stabilność (na którą musiałabym ciężko zapracować) jestem zmuszona do rezygnacji z powrotu do Bovy. Mój mózg nieudolnie stara się mi przypominać złe momenty, dni w których mówiłam, że nienawidzę tego kraju i chciałam jak najszybciej wracać do Polski. Pamiętam brak snu, zmęczenie jakie towarzyszyło mi każdego dnia, ludzi co do których w dalszym ciągu mam mieszane uczucia... Powiedziałam, że te próby są nieudolne, bo cokolwiek by się nie zdarzyło, końcowy bilans i tak wychodzi na plus. Bo przecież tyle im zawdzięczam. Skok na głęboką wodę, to, że udało mi się wypłynąć i utrzymać na powierzchni. Przede wszystkim język, który z każdym dniem staje się coraz prostszy, taki naturalny. Nauczyłam się czegoś w rodzaju pewności siebie, którą mimo wszystko staram się kontrolować. I smak, którego nie jestem w stanie zapomnieć. Tyle razy musiałam się przełamywać, że zyskałam coś w rodzaju siły, a raczej świadomość, że ją posiadam. Pierwszy raz w życiu doświadczyłam tak silnych emocji. Z każdym dniem chciałam coraz więcej. To tylko nieco ponad dwa miesiące, a sprawiły, że zakochałam się w jeszcze do niedawna obcym miejscu. Wszystko było takie proste. Wiesz jak jest w Reggio? Nie jest źle, ale przy całym swoim pięknie, którym zachwycają się tysiące turystów, wypada bardzo blado w zestawieniu z Bovą. Wszystko jest zbyt duże, zbyt oficjalne, fałszywe. Narzekałam na szczerość, wręcz chamstwo, ale jeszcze bardziej nienawidzę tych uśmiechów każdego dnia.
Tęsknię za kawą na moim balkonie, gdzie po prostu mogłam siedzieć i patrzeć. Mój nowy widok z okna to mur dzielący mnie z przedszkolem. I codzienne "Panie Janie" wykonywane przez dziesiątki dzieci o 9 rano... Po włosku brzmi jeszcze gorzej.
Nadal nie przyzwyczaiłam się do mieszkania w centrum. Zaraz po tym jak o mało co nie potrącił mnie autobus, zdecydowałam się na wykupienie prywatnego ubezpieczenia. Trzeba się zabezpieczać.

Pisałam o zmianach, bo są dni w których sama nie poznaję siebie. Kolejny raz staję przed decyzją do której nie dorosłam.

Równe 4 miesiące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz