sobota, 22 czerwca 2013

11.

Bova Marina, 22.06.2013
Powoli dochodzę do wniosku, że codzienne pisanie postów mija się z celem.
Bova Marina, dopiero dziś, kupując bilet, dowiedziałam się, że tak brzmi pełna nazwa miejscowości w której mieszkam.

Za mną jeden z tych dni, dla których naprawdę warto było tu przyjechać. Dzień spędzony z ludźmi, którzy pomimo tego, że nie są rodziną, stwarzają takie wrażenie.
Po stwierdzeniu, że przez noc niczego w lodówce nie przybyło i nie mam co zjeść na śniadanie, poszłam na pociąg. (Nie wiem co mi się dzieje, ale mam problem ze sklejeniem zdania. Normalnie przychodziło mi to z łatwością, od paru dni jest trochę gorzej, czego efekty niestety widać we wpisach). Nie byłabym sobą, gdybym bez problemów dojechała na miejsce. Na stacji z której miałam się przesiadać na kolejny pociąg, okazało się, że ten na który czekam się zepsuł i choć początkowo miał dojechać na miejsce z 20 minutowym opóźnieniem, nie zrobi tego w ogóle. Komunikaty podawane z głośnika, były trudne do zrozumienia ze względu na mój słaby włoski i rozwrzeszczanych (co tu jest akurat normalne) ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się, że nie dojadą do pracy. Chwilę później dostaję telefon: „Natalka, to Ty jesteś ubrana w białą koszulę i szorty? Przyjedzie po ciebie chłopak na motorze”. Jeszcze nie do końca zrozumiałam podany komunikat (pomimo tego, że został wygłoszony po polsku), a przede mną pojawił się brunet (Kasia, to ten!) na białym skuterze. Nigdy nie powiedziałabym, że odkurzacz może jechać tak szybko.
Chętnie rozpisałabym się bardziej na temat wyglądu tego chłopaka (a jest o czym pisać), ale wydaje mi się, że lepiej będzie gdy tekst nie będzie aż tak obszerny.
Moja skóra, po całym dniu nad morzem wygląda jakby chciała mnie o czymś poinformować. Najprawdopodobniej ma dosyć słońca, ale skoro nie może mi tego powiedzieć, nie będę brała tego aż tak bardzo pod uwagę. Dziś nie boli, a to najważniejsze.
Pomimo tego, że nie byłam w pracy, czuję się zmęczona. Przyczyniła się do tego pewna dziesięciolatka, która dbając o moją równomierną opaleniznę ani na chwilę nie pozwoliła mi się położyć na ręczniku.

Wracając do domu zastałam nową lokatorkę. Kolejna włoszka nie znająca angielskiego, początkowo sprawiająca dobre wrażenie. Razem z lokatorką nr 1, pod moją nieobecność, zadbały o zapełnienie lodówki.
I znowu pozornie wszystko jest w porządku.
Nowe koleżanki poszły na miasto.
Dobrze jest znowu słyszeć własne myśli.  

1 komentarz: